Temat wraca do dyskusji w różnych momentach
mojego życia, za każdym razem podchodzę do niego nieco inaczej. Dojrzewam? Nie
sądzę, to raczej kwestia zmiany perspektywy.
Tak więc, jak to jest z tą liczbą facetów na
koncie? I jak sama właścicielka ją interpretuje?
Otóż, moim zdaniem od interpretacji dużo
zależy, bo to determinuje jak będzie postępowała dalej – i to postępowanie
zadecyduje o tym czy jest łatwa czy nie.
1: Pojawia się w
wieku lat nastu i zazwyczaj rujnuje wszelkie wyobrażenia o pierwszym razie. I
mimo, że cała sytuacja trwa około 5s, świat „po” jest inny od tego „przed”.
Pamiętacie ten podział klasy na dwie grupy w szkole średniej? Z jednej strony
nikt się głośno nie chciał chwalić, ale zwyczajnie widać było kto ten pierwszy
raz ma już za sobą.
2-3: Na początku
jest ostrożnie i droga w tym przedziale trwa lat kilka. Dużo też zależy od tego
czy ten pierwszy „szczęśliwiec” pozostał na dłużej czy był to tylko raz, na
pierwszy raz. A to dlatego, że jak już się coś rozpocznie, to nie można po
prostu zapomnieć i funkcjonować tak jak wcześniej. Pojawiła się nowa
potrzeba którą trzeba zaspokoić- i jeśli nie można z tym pierwszym, to z
drugim, a jak nie z drugim to z trzecim... itd.
4-10: Na studiach
puszczają lejce. Tak, nie tylko wam Drodzy Panowie. Pierwszy seks bez zobowiązań,
one-night stand, relacje typu fuck-friend, wyjazd na erasmusa. Dziewczyna nadal
nie ma problemu z odpowiedzią na pytanie czy jest łatwa, póki licznik wskazuje
liczbę poniżej 10 (btw. Odpowiedź brzmi: Nie, nie jest łatwa.) Szkoda tylko, że
ta magiczna dziesiątka, pojawia się dość szybko, a wraz z nią świadomość
osiągnięcia pewnego limitu. I to właśnie w okolicach 9-10, kiedy dziewczyna
jest na granicy, pojawiają się wyrzuty sumienia. Możliwe, że nie jedna zwiąże
się wtedy na stałe, czując że później nie będzie się już mogła przyznać do tej
prawdziwej liczby jeśli chce, żeby ktoś ją zechciał.
11: Magiczny limit
zostaje zburzony, przez pierwsze pójście do łóżka po pijanemu i pobudkę
obok numeru 11, którego twarz miga nam niewyraźnie we flash-backach z klubowej
nocy. Tego najchętniej byśmy wymazały, ale mleko się rozlało i od tej pory mamy
nowy limit – 20, kolejna okrągła liczba. Paradoksalnie, żyje się zdecydowanie
lżej, bo to tak jakbyśmy dostały nowe 9 żyć.
12-16: Mimo
wszystko, teraz jesteśmy już rozsądniejsze. Dzięki wcześniejszym wyczynom,
zrobiłyśmy się bardziej wymagające. Różnica może się wydawać subtelna, ale jest
znacząca- wcześniej nas zdobywano, teraz pozwalamy się zdobywać. Facetów bez
potencjału spławiamy od razu – szkoda naszego cennego czasu. I to ta kontrola
sytuacji daje nam świadomość, że daleko nam do miana „łatwej”.
17: W tym momencie,
umiemy rozróżniać miłość od seksu. Świetnie, tylko problem polega na tym, że my
nie chcemy samego seksu. Chcemy seksu z tym samym mężczyzną, który da nam w
pakiecie wsparcie i bezpieczeństwo, który będzie umiał się z nami kochać, ale
też całkowicie zdominować. Udowodniłyśmy już sobie, że umiemy dawać sobie radę
same, że jesteśmy niezależne i potrafimy spełniać swoje ambicje. Teraz jesteśmy już w stanie trochę odpuścić. Potrzebujemy pewniaka, samca alfa, który dla nas
zerwie z zaliczaniem kolejnych numerków na JEGO koncie. Takiego, przy którym
nie masz ochoty na numer 18-ty, bo wiesz, że Twoją Siedemnastkę jest ciężko
przebić.
Dużo, nie dużo? Wydaje mi się to nieistotne. Może lepiej po prostu
założyć, że i ja i Ty mamy za sobą swoją historię.
Liczenie? Numerowanie? Wolę zamiast pamiętać czy Asia/Kasia/Jadzia była 6, czy 12 a może 20, cieszyć się wspomnieniem tego co, gdzie i jak robiliśmy.
OdpowiedzUsuńA jeśli już musimy liczyć to liczny na to że niebawem spotkamy kolejnego ciekawego partnera/partnerkę ;)
K.
Tym wpisem pogrzebałyście w całości opis bloga, z którego - wydawało mi się - pierwsze co biło po oczach to słowo "wiarygodność" ewentualnie "rzeczywistość". Slogany o "nie koloryzowaniu" i "nie zmyślaniu niezwykłych historii" rozminęły się z artykulikami spod znaku Cosmopolitana (dział seks, pisany przez faceta). Choć przyznać trzeba, że styl jest o kilka punktów procentowych wyżej. Dawno nie czytałem większego banału - smuteczek.
OdpowiedzUsuń